„Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej. Szedł pieszo, a objuczonego konia prowadził za uzdę” – tak rozpoczyna się opowiadanie „Wiedźmin”, którym Andrzej Sapkowski rozpoczął budowanie marki białowłosego zabójcy potworów.
Narodziny legendy
Dziś o „Wiedźminie” słyszeli już wszyscy Polacy i masa osób na całym świecie. Fani sagi o losach Geralta i Ciri dołączali do tej globalnej społeczności niejako na raty. Pierwsi byli czytelnicy „Fantastyki”, którzy w 1986 r. wybrali opowiadanie „Wiedźmin” najlepszym tekstem, jaki nadesłano na konkurs ogłoszony przez miesięcznik. Co ciekawe, jury magazynu wolało dwa inne opowiadania, zaś Sapkowski z Geraltem wylądowali w ich rankingu dopiero na trzeciej pozycji.
Na cały tomik opowiadań czytelnicy musieli poczekać aż do początków lat 90. Mowa o „Mieczu przeznaczenia” i ” Ostatnim życzeniu” (dziś saga o Geralcie jest numerowana w innym sposób – to „Życzenie” uchodzi za część pierwszą, mimo, że zostało wydane później od „Miecza”). Prawdziwą furorę zrobiła potem pięciotomowa saga, która opowiadała już jednak nie tylko o wiedźminie, ale czarodziejce Yennnefer i jego przybranej córce, dziecku-niespodzianki – Ciri. W tle czytelnik otrzymywał jeszcze masę intryg politycznych, których nie powstydziliby się Lannisterowie i Starkowie.
Fenomen
Dlaczego jednak saga o Wiedźminie tak spodobała się czytelnikom w Polsce i na świecie (anglojęzyczne „The Last Wish” ukazało się w 2007 r.)? Każdy, kto czytał książki Sapkowskiego, zna odpowiedź.
Świat, jaki wykreował pisarz, to nie bajkowy krajobraz, jaki znamy np. z „Władcy Pierścieni”. Hobbit Frodo z towarzyszami szybko zostaliby skróceni o głowy, gdyby tylko trafili na realia, z jakimi musi zmierzać się na kartach powieści Geralt. Tutaj bohaterowie klną, są bezwzględni, samolubni i najczęściej muszą podejmować decyzje, które nie są jednoznaczne. Dominuje tu mniejsze zło, a nie walka dobra z siłami ciemności. Innymi słowy, dzieciństwo pozostało za progiem, wkraczamy do piekła dorosłości.
Wiele w tym wszystkim ducha George’a R. R. Martina, ale – co warto podkreślić – jego „Gra o tron” rozpoczęła walkę o dominację nad światem dopiero w 1996 r., więc nasz pan Andrzej nie mógł się nią inspirować. Zresztą nie musiał. Jego wyobraźnia w pełni mu wystarczyła.
Sam chyba był znudzony lemowskim science-fiction i fantasy, którym zaczytywali się polscy czytelnicy w latach 80. Jego „Wiedźmin” to bowiem postmodernistyczna jazda bez trzymanki. Mamy tu bohaterkę, której losy przypominają historię królewny Śnieżki, ale tej, która zamiast do miłych krasnoludków trafiła w ręce gangu ich patologicznych krewnych. Jest i nowa wersja „Pięknej i Bestii”. Okazuje się jednak, że rolę zostały zamienione i nie do końca wiadomo, kto tu jest potworem, a kto pięknością, od której nie można odwrócić oczu. W świecie Sapkowskiego zamieszkała jednocześnie księżniczka zaklęta w strzygę, rozkapryszona syrena, dżinn z lampy, który nie specjalnie chyba lubi spełniać życzeń, czy złośliwy diabeł… I wreszcie, jest słynne dziecko-niespodzianka – Ciri. Wszystko napisane barwnym językiem, przez który trudno oderwać się od lektury.
Budowanie potęgi
Szybko okazało się, że literatura Sapkowskiego jest idealnym materiałem do użycia jej w innych media. I tak już w 1993 r. powstał komiks ze scenariuszem Macieja Parowskiego. W 2001 r. Polacy nakręcili film i serial o losach Geralta (wcześniejszą próbę stworzenia ekranizacji podjął Marek Piestrak, twórca arcykiczowatej „Klątwy Doliny Węży”, ale projekt nie powstał).
W porządku, pierwsze próby przeniesienia Wiedźmina na duży ekran się nie powiodły. Film stał się skarbnicą memów, a nieudany projekt smoka jest dziś najlepszym dowodem na to, że, jeśli nie ma się dużego budżetu, lepiej nie kręcić takiego kina.
Sam odtwórca głównej roli, Michał Żebrowski (chwilę wcześniej został ogłoszony amantem numer jeden polskiego kina dzięki zagraniu Jana Skrzetuskiego w „Ogniem i mieczem”), wypadł jednak dobrze. Z kolei sama ekranizacja zwiększyła sprzedaż książek.
Kolejny przełom nastąpił w 2007 r. wraz z grą komputerową „Wiedźmin”. CD Projekt Red w naprawdę niezły sposób przeniósł świat Białego Wilka na ekrany komputerów. To jednak dopiero „Wiedźmin 3: Dziki Gon” porwał tłumy. Tytuł rozszedł się w 20 mln egzemplarzy. Potem na rynku pojawiły się jeszcze dwa dodatki.
Netfliks
Dziś jesteśmy na etapie „efektu Netfliksa”. Platforma streamingowa postanowiła chyba rzucić rękawicę HBO, które odniosło gigantyczny sukces ze swoją serialową „Grą o tron”. Ta jednak zakończyła się rozczarowującym w oczach wielu finałem. Rozżalonym fanom przydałby się inny serial, ale też z gatunku dark fantasy.
I tak w grudniu zeszłego roku na ekranach TV i komputerów zadebiutował pierwszy sezon „The Witcher”. Choć istniały obawy, że projekt nie wypali, świat ponownie oszalał. Do tego stopnia, że produkcja napędziła tak ogromny popyt na książki Sapkowskiego w USA, że tych zabrakło w księgarniach. Wydawca musiał przygotować dodruk aż 500 tys. egzemplarzy. Ponownie skoczyła też sprzedaż gry, o czym pisaliśmy tutaj.
Widzów porwała nie tylko fabuła i rola Henry’ego Cavilla, ale też piosenka promująca film. Jest ktoś, kto nie nuci od miesiąca „Toss a Coin to Your Witcher”?
Utwór okazał się przebojem na taką skalę, że zaczęto tworzyć jego liczne covery, jak np. ten oparty na… śląskiej godce:
Znaczenie dla polskiego rynku
„Wiedźmin” jest dziś idealnym przykładem na to, jak promować Polskę poza granicami. Proza Sapkowskiego jest wspaniała, ale główną siłą świata, jaki wykreował pisarz, jest jego słowiańskość, która przez swoją egzotykę i dziwność może uwieść anglosaskich fanów fantasy.
Miejmy nadzieję, że sukces sagi o Geralcie otworzy furtkę na zagraniczne salony także i innym polskim twórcom. Jeśli ktoś uważa, że jest to nierealne, niech zwróci uwagę na to, jakim fenomenem są dziś skandynawskie kryminały. Możliwe, że za kilka lat pojęcie „polskie fantasy” będzie znaczyło tyle samo.