W Polsce uwaga zwraca się ku ulicy Świętokrzyskiej w Warszawie, gdzie dziś rozpoczyna się dwudniowe posiedzenie RPP. Reszta świata przygotowuje się już do jutrzejszej publikacji inflacji z USA, czyli kluczowego odczytu w tym tygodniu. Gdzieś w tle trwa tradycyjny amerykański taniec wokół limitu zadłużenia, a dane z Chin nie napawają optymizmem.
RPP bez wpływu na PLN?
Już jutro poznamy decyzję Rady Polityki Pieniężnej odnośnie do stóp procentowych. Scenariusz bazowy to utrzymanie głównej stopy na poziomie 6,75%, a jakikolwiek ruch będzie sporym zaskoczeniem dla rynków. Trudno też spodziewać się zmiany wymowy komunikatu po posiedzeniu, gdy dynamika cen w Polsce pozostaje jedną z najwyższych w Europie. Jednak im bliżej wyborów parlamentarnych (październik) ryzyko niespodzianek ze strony RPP będzie rosło, a szef NBP może zacząć jeszcze mocniej suflować hasło dezinflacji. Jednak na ten moment trudno oczekiwać, aby jutrzejsza decyzja Rady (czy nawet czwartkowa konferencja prof. Glapińskiego) wyraźnie wpłynęły na pozycję złotego. Rodzima waluta pozostaje silna i wciąż nie napotkała realnej kontry dla swojej aprecjacji. Większość analityków jest przekonana, że prawdziwa korekta ruchu spadkowego na parach z głównymi walutami musi wreszcie nastąpić, ale na razie PLN także ich nie chce słuchać. We wtorkowy poranek rzeczywiście zauważalne jest osłabienie złotego, ale ten ruch w dalszym ciągu nie neguje już 3-miesięcznego trendu umocnienia naszej waluty. O godz. 10 kurs euro utrzymuje się powyżej 4,56 zł, a kurs dolara przekracza 4,15 zł.
USD zyskuje, czekając na inflację
Polski wzrok kieruje się na RPP, ale globalna uwaga skupia się na jutrzejszym odczycie inflacji z USA. Prognozy wskazują, że wskaźnik CPI w ujęciu rocznym ma się ustabilizować na poziomie 5%. Odczyt tej wagi ma szansę wygenerować większą zmienność na rynku, chociaż karty na stole amerykańskiej polityki monetarnej wydają się już rozdane. Rynek jest przekonany, że w zeszłym tygodniu doszło do ostatniej podwyżki stóp, a więc ich szczyt przypada na przedział 5%-5,25%. Co więcej, inwestorzy zaczynają oczekiwać, że cykl obniżek mógłby mieć swój początek już jesienią. Wydaje się, że tylko wyraźnie negatywne zaskoczenie w odczycie inflacyjnym ma szansę w trwalszy sposób zmienić nastroje. Mimo wydawałoby się dosyć pewnej sytuacji na froncie monetarnym, dolar w oczekiwaniu na kwietniową dynamikę cen zyskuje. W środowy poranek kurs EUR/USD utrzymuje się poniżej 1,098 $. „Zielonemu” nie przeszkadza nawet zamieszanie wokół amerykańskiego limitu zadłużenia (pewnie dlatego, że to zwyczajowa przepychanka w tamtejszej polityce), ani wciąż niegasnące obawy o stabilność systemu bankowego.
Zadyszka chińskiego smoka
Państwo Środka opublikowało dziś dane o kwietniowym transgranicznym obrocie handlowym. Eksport rosnący w ujęciu rocznym o 8,5% powinien nastrajać pozytywnie, tym bardziej że był wyższy od prognoz. Jednak poprzedni rezultat na poziomie 14,8% może trochę zmieniać perspektywę. Jeszcze gorzej wygląda import, który obniżył się rok do roku o 7,9% i jest to już szósty spadkowy miesiąc z rzędu tego wskaźnika. Z jednej strony taka sytuacja poprawia chiński bilans handlowy, ale z drugiej stanowi wyzwanie na przyszłość z co najmniej kilku powodów. Jednym z nich jest fakt, że Chiny reeksportują część importowanych dóbr (np. po przetworzeniu produktów w fabrykach), więc rośnie ryzyko osłabienia tamtejszej produkcji przemysłowej. Słabszy import może być też wskazówką, że dla konsumpcji wewnętrznej pozytywny efekt zniesienia polityki zero-covid jest daleki od oczekiwań. Przez taki obraz handlowy Państwa Środka rośnie globalne zagrożenie recesją, ponieważ zmniejsza się szansa, że impuls wzrostowy dla światowej gospodarki nadejdzie z tego kierunku.
Adam Fuchs, analityk walutowy InternetowyKantor.pl