Wyborcy Platformy Obywatelskiej woleliby, żeby premierem potencjalnego rządu obecnej opozycji został Rafał Trzaskowski, a nie Donald Tusk. Badanie przeprowadził IPSOS.
Kto byłby lepszym premierem?
W sondażu, jaki został przygotowany dla OKO.press i radia TOK FM, ankieterzy pytali Polaków, czy chcieliby, by Rafał Trzaskowski został premierem. „Tak” odpowiedziało 34 proc. badanych. Przeciwnego zdania jest 54 proc. ankietowanych, a 12 proc. nie miało zdania.
Jak zaś sprawa wygląda, gdy zapyta się o zdanie tylko wyborców PO? Aż 75 proc. osób z tej grupy jest zdania, że Trzaskowski byłby dobrym kandydatem na premiera. To samo o Tusku powiedziało jedynie 67 proc. wyborców PO. 31 proc. wyborców największej partii opozycyjnej nie chce też, żeby to obecny lider PO został premierem. Trzaskowskiego w tej roli nie widzi tylko 17 proc. elektoratu Platformy.
Oficjalnie wypowiedzi polityków PO sugerują jednak, że Trzaskowski będzie raczej startował na prezydenta w 2025 r., a nie do Sejmu w 2023 r. Naturalnym kandydatem na premiera wydaje się więc Tusk. Problemem pozostaje jego spory elektorat negatywny i to, że opozycja może nie wywalczyć dostatecznej liczby posłów, by przejąć władzę po PiS.
Badanie zaufania
Instytut Badań Samorządowych sprawdził zaś, jakim zaufaniem cieszy się Rafał Trzaskowski. Badanie zlecił portal LokalnaPolityka.pl. Okazało się, że obecnego prezydenta Warszawy popierają kobiety i wyborcy lewicy. Mniejszym zaufaniem darzą go mężczyźni i mieszkańcy wsi.
Politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Rafał Chwedoruk jest zaś zdania, że Trzaskowski zyskuje w oczach wyborców, gdy niejako stoi w boku sceny politycznej. W rozmowie z Interią powiedział, że w interesie prezydenta Warszawy leży „przyglądanie się i cierpliwe czekanie na swój moment. Bycie wieczną nadzieją obozu liberalnego”.
Problemem Trzaskowskiego jest właśnie brak decyzyjności oraz podejmowania odważnych decyzji. Miał już okazję przejąć władzę w PO, ale uprzedził go Tusk. Nie udało się mu też wygrać wyborów prezydenckich w 2020 r. Zdaniem ekspertów było to efekt niemal szkolnych błędów, jakie popełnił, np. tego, że nie chciał debatować przed II turą wyborów z Andrzejem Dudą.
