Pomysł budowy elektrowni atomowej przez Michała Sołowowa, obecnie najbogatszego Polaka, sprowokował w naszej redakcji temat naszych najbogatszych rodaków. Przy bliższej analizie łatwo zauważyć, że dawni polscy bogacze byli prawdziwymi krezusami, przy którymi rodzina Kulczyków mogłaby mieć spore kompleksy…
Temat najbogatszych od lat elektryzuje opinię publiczną. Dlaczego? Nic w tym dziwnego. W końca każdy z nas chciałby wiedzieć, jak to jest mieć majątek sięgający milionów dolarów, który pozwala nam nie pracować do końca życia i spędzać czas tylko na rozrywce.
Lektora słynnej książki „Sekrety amerykańskich milionerów” Williama D. Danko i Thomasa J. Stanley’a rzuca trochę inne światło na tę kwestię. Dzięki badaniu, jakie przeprowadził ten duet, można dowiedzieć się, że przeciętny amerykański milioner jest dość skromną osobą, która ubiera średniej jakości ubrania, jeździ dobrymi, ale też ze średniej półki samochodami i mieszka we wcale nie nazbyt wystawnym domu. Jedyną kwestią na jaką owi „niezwykli” ludzie wydają więcej pieniędzy, gdy porównamy ich wydatki z resztą społeczeństwa, jest edukacja ich dzieci. Żadnych ekstrawaganckich samochodów, willi z trzema basenami i imprez z duża ilością kokainy?
Choć powyższy opis dot. „przeciętnego milionera” (więc w tym obrazie zachodzą wahania w obie strony – mamy zapewne bogaczy, którzy żyją wręcz biednie, jak i Wilków z Wall Street), ogólnie pokazuje, że zamożne osoby wcale nie funkcjonują, tak jak często to sobie wyobrażamy. Nie zawsze w historii jednak tak było…
Najbogatsi Polacy w przeszłości
W XVI w. Polska była właściwie u szczytu swojej potęgi. W całej Europie pieniądz tracił na wartości, a to głównie ze względu na inflację, której powodem był napływ złota z Ameryki. Nasz kraj bogacił się jednak (a konkretnie jego elity) na eksporcie zboża do Europy Zachodniej (kluczowe było tu posiadanie dostępu do portu w Gdańsku). Rozwój ten trwał do lat 30. i 40. XVII w. Ostatecznie załamał się, co przełożyło się z kolei na powolny upadek Rzeczypospolitej Obojga Narodów także pod kątem politycznym i militarnym (nie bez powodu w tym stuleciu miało miejsce Powstanie Chmielnickiego, potop szwedzki i wojny z Tatarami czy Rosją).
Dekady sukcesu gospodarczego pozwoliły jednak wielu rodom szlacheckim urosnąć w wielką potęgę, która w wielu przypadkach dotrwała nawet do zaborów w XVIII w.
Ostrogscy
Wasyl Konstanty Ostrogski, gdyby tylko usłyszał o majątku rodziny Kulczyków czy Michała Sołowowa, zapewne wzruszyłby ramionami i pogardliwie prychnął. Może – gdyby miał akurat dobry humor – zapytałby, czy ich jakoś wspomóc finansowo, bo wyraźnie może nie starczyć im do pierwszego.
Na początku XVII wieku posiadał bowiem 1 300 wsi, 100 miast i zamków. Przeliczając to na powierzchnie, wychodzi nam, że dziś w KRS miały zapisane jako własność około miliona hektarów ziemi. Do tego dochodziły tysiące pańszczyźnianych chłopów, których dokładnej liczby zapewne sam nie znał. Po jego śmierci założono tzw. Ordynację Ostrogską, która była – jakbyśmy to dziś powiedzieli – dziedziczną firmą, czymś w rodzaju spółki rodzinnej, największej w tym okresie na terenie całego kraju. By zrozumieć potęgę tej „korporacji”, wystarczy podać informację, że gdy została rozparcelowana w 2. poł. XVIII w. mocno wzmocniła i tak już potężne największe rodziny magnackie: Potockich, Lubomirskich, Jabłonowskich, Małachowskich, Czackich, Sapiehów, Szydłowskich i Czartoryskich.
Zresztą – zgodnie z testamentem jednego z członków rodu z 1620 roku – majątek Ostrogskich wynosił wtedy tyle, co dwa roczne budżety Rzeczypospolitej. Mowa tu o ponad milionie złotych polskich w monetach i trzydziestu beczkach srebra. Dla porównania: husarz, czyli najbardziej elitarny żołnierz ówczesnej armii, otrzymywał w tym okresie żołd rzędu 160-320 złotych polskich rocznie.
Trzeba jednak przyznać, że Ostrogscy byli odpowiedzialnymi obywatelami. Konstanty Wasyl prowadził działalność oświatową – otwierał drukarnie i szkoły. Raczej nie można byłoby mu zarzucić bycie prostym hedonistą.
Radziwiłłowie
Choć ród Radziwiłłów zapisał się w historii głównie przez pryzmat kolaboracyjnej współpracy Janusza i Bogusława Radziwiłłów ze Szwedami w czasie potopu (duża w tym rola Henryka Sienkiewicza, który przedstawił obu niezbyt przychylnie na kartkach „Potopu”), ta rodzina także należała do najbogatszych w historii Polski.
Podobnie jak miało to miejsce w przypadku rodu Ostrogskich, pierwsi członkowie rodziny Radziwiłłów byli fundatorami wielu budowli, drukarni i promotorami sztuki.
Mikołaj Krzysztof Radziwiłł, zwany Sierotką (1549–1616), podróżował po Afryce, Ziemi Świętej i Egipcie. Pozostawił diariusz z tej wyprawy. Ponoć jak typowy polski Janusz wspiął się nawet na szczyt piramidy Cheopsa i próbował to samo zrobić ze Sfinksem.
Inny przedstawiciel rodu, Karol Stanisław Radziwiłł (zwany „Panie Kochanku), zapisał się w historii jako bogacz, który stale był zadłużony. Ponoć słynął ze swojej rozrzutności…
Wiśniowieccy
Pozostajemy w klimatach sienkiewiczowskiej Trylogii. Jeremi Wiśniowiecki jest z kolei przesadnie wybielany na kartach „Ogniem i mieczem”. Jawi się czytelnikom jako mąż opatrznościowy w dobie powstawia Kozaków pod wodzą Bohdana Chmielnickiego. To pod jego wodzą walczyli Jan Skrzetuski, Michał Wołodyjowski czy Longin Podbipięta z nieodłącznym panem Zagłobą.
Wiśniowiecki nie był lubiany w gronie magnatów. A to za sprawą swojej liberalnej polityki dot. osiedlania się na jego włościach. W ciągu kilku lat doprowadził jednak do ogromnego skoku cywilizacyjnego i gospodarczego Zadnieprza, którym rządził jak swoim prywatnym państwem. Wprowadził tam tzw. wolniznę, przez co chłopi niemal z całego kraju uciekali tam, by żyć pod rządami „Jaremy”. Ziemie były stale zagrożone atakami Kozaków i Tatarów, ale liberalne podejście ekonomiczne zachęcało do osiedlania się właśnie tam, a nie w bezpieczniejszych rejonach kraju.
W 1640 r. na ziemiach Wiśniowieckiego znajdowało się 7 600 dymów. Pięć lat później było ich 38 000. Powstawały tam liczne miasteczka, kościoły, klasztory, młyny i zakłady rzemieślnicze. 250 000 poddanych broniła prywatna armia Wiśniowieckiego licząca ponoć 4 000 żołnierzy (choć niektórzy historycy kwestionują tę liczbę i uważają, że było ich znacznie mniej – trochę ponad tysiąc).
Wiśniowieccy potrafili też „zaszpanować” swoim bogactwem. Wojewodzina Wiśniowiecka chwaliła się ponoć swoją ozdobną koroną wartą, bagatela, 800 tysięcy złotych polskich.
Niestety syn Jeremiego – Michał Korybut – nie dorównał ojcu. Został co prawda wybrany na króla Rzeczypospolitej Obojga Narodów, ale był władcą słabym i pozbawionym własnej inicjatywy i zdania. W praktyce był marionetką w rękach szlachty.
Pojazd dla sarmaty
Sylwester Suszek, założyciel giełdy BitBay, chwali się często w social mediach swoją kolekcją sportowych samochodów. Podobne hobby ma wielu innych biznesmenów. Nieżyjący już Jan Kulczyk posiadał nawet stumetrowy jacht o wartości ponad 400 milionów złotych, który kupił sobie na 60. urodziny, a także własny samolot.
Choć dziś to drogi samochód jest oznaką luksusu, w przeszłości „szpanowano” też innymi środkami transportu. Jak nie trudno zgadnąć, magnaci kochali się w koniach. Średnio zamożny szlachcic miał ich kilkadziesiąt, zaś magnaci… Cóż, wystarczy wspomnieć, że w zamku Krzyżtopór, który należał do Ossolińskich, w stajniach stały marmurowe żłoby dla koni. Jakby wydało się wam to mało ekscentryczne, dodajmy, że konie mogły przeglądać się w… luksusowych lustrach, które powieszono w ich boksach.
Konie to jednak nie wszystko. Fajnie mieć też różne karoce. Jan Sobieski (tak, ten król Polski) jeździł karocą, która posiadała pozłacane elementy, a jej wnętrza były obite aksamitem. Ponoć po pewnym czasie pojazd się mu znudził, więc zamówił nowy, lepszy model z Francji.
Pałac jak dla króla
Pojazd i dobre konie to jedno. Gdzieś jednak człowiek musi mieszkać.
Warto kiedyś odwiedzić pałac w Wilanowie, który należał do wspomnianego już Sobieskiego. Swoje pałace i zamki posiadały też rody Krasickich i Sapiehów w Krasiczynie, Potockich i Lubomirskich w Łańcucie czy Radziwiłłów i Paca w Warszawie. W tym ostatnim mieści się dziś Ministerstwo Zdrowia…
Warto zaznaczyć, że w odróżnieniu od średniowiecznych rycerzy sarmaci nie budowali już budowli o charakterze obronnym (choć i takie nadal się zdarzały, wystarczy wspomnieć o Zbarażu Wiśniowieckich; to jednak warunkowało położenie ziem Wiśniowieckich, które były bardziej narażone na ataki), a bardziej wystawne pałace, które służyły im raczej do wystawnego życia, a nie do prowadzenia jakichkolwiek działań militarnych.
Ciąg dalszy nastąpi…