Okazuje się, że w dobie pandemii i kryzysu gospodarczego Polacy przestali tak często chorować. W marcu lekarze wystawili ponad 3,2 mln zwolnień lekarskich. Już w kwietniu o połowę mniej. Było ich wtedy „tylko” 1,9 mln.
Bardziej boimy się utraty pracy niż choroby
Możemy z powyższego wysnuć różne tezy. Możliwe, że wiele wcześniejszych L4 było zbędnych i wystawianych tak naprawdę ludziom zdrowym. Teraz, w dobie kryzysu, ci ostatni boją się utraty pracy, więc uczciwie się w niej stawiają.
Jest jednak i inny wariant. Pracownicy w obawie przed utratą pracy, chodzą do biur chorzy. I to byłby już przepis na katastrofę i drugi etap epidemii.
Koronawirus nam nie straszny!
O powyższym problemie po części mówił w rozmowie z Robertem Mazurkiem, dziennikarzem RMF FM, minister zdrowia Łukasz Szumowski. Zauważył, że Polacy przestali już bać się koronawirusa. Panika była początkowo duża, może nawet przesadna. Tyle że teraz popadamy w drugą skrajność i lekceważymy chorobę.
Polacy przestali się bać koronawawirusa, a zaczęli wyraźnie obawiać się o to, że stracą pracę albo choćby część zarobków (np. pracodawca nie wypłaci im premii za to, że poszli na L4).
Jak zauważa money.pl związkowcy ze wszystkich organizacji związkowych są pewni jednego: absencje chorobowe mogą mieć wpływ na utrzymanie posady. – Ludzie zrozumieli, że rynek pracownika się właśnie skończył i że pracodawcy przejęli pałeczkę, dyktują swoje warunki – dodaje z kolei na łamach portalu prof. Paweł Wojciechowski, główny ekonomista ZUS.
Czy to dobrze, czy źle?
Zjawisko to nie jest proste do osądzenia. Z jednej strony to dobrze bowiem możemy założyć, że część L4 było wcześniej niepotrzebne i „ściemnione”. Tak naprawdę część Polaków mogła wykorzystywać zwolenianie lekarskie jak dodatkowe dni urlopu.
Mamy jednak drugą stronę medalu. Jeśli ludzie zaczną stale chodzić do pracy chorzy, mogą z łatwością zacząć zarażać pozostałych pracowników. Liczba faktycznie chorych wzrośnie, a to odbije się negatywnie na wydajności personalu całej firmy.