Polska jest członkiem Unii Europejskiej od 1 maja 2004. Mimo, że od tego czasu minęło już ponad 16 lat, to jako kraj w dalszym ciągu nie wstąpiliśmy do strefy euro, wskutek czego walutą prawnie obowiązującą na terenie Rzeczpospolitej Polskiej w dalszym ciągu pozostaje polski złoty (PLN). Są jednak osoby, które chciałyby, aby Polska szybko przystąpiła do strefy euro.
- Przyjęcie przez Polskę euro przyczyni się do spowolnienia tempa gospodarczego, podwojenia bezrobocia i emigracji talentów
- Wspólna waluta to dobra opcja dla tych, którzy są najbardziej konkurencyjni
- Polska najpierw powinna dogonić czołówkę Europy, a dopiero później zastanawiać się nad wprowadzeniem euro
Polski nie stać na euro
Jedną z takich osób jest etatowy doradca marszałka Senatu Ludwik Kotecki. Na uwagę zasługuje tu fakt, iż nawet on sam przyznaje, że zastąpienie polskiego złotego walutą euro nie dałoby korzyści gospodarce. W ocenie pana Koteckiego wprowadzenie euro byłoby przedsięwzięciem o charakterze wyłącznie społeczno-politycznym.
Ekonomiści wyliczają jednak, że szybkie wprowadzenie euro mogłoby wiązać się ze znacznymi kosztami dla naszej gospodarki.
– Czy korzyści społeczno-polityczne z przyjęcia euro, o których mówi etatowy doradca marszałka Senatu Ludwik Kotecki, warte są spowalniania tempa gospodarczego o co najmniej jedną trzecią, podwojenia bezrobocia i emigracji talentów? – pyta w polemicznym artykule dla Business Insider Polska prezes GPW Marek Dietl.
W jego ocenie, przyjęcie euro w najbliższych latach wydaje się bardzo ryzykownym scenariuszem. Prezes GPW wskazuje bowiem, że wiele problemów obecnej Eurostrefy wciąż pozostaje nierozwiązanych.
– Wspólna waluta to dobra opcja dla tych, którzy są najbardziej konkurencyjni, co chyba najwyraźniej ilustruje porównanie wyników gospodarczych Niemiec i Włoch – wskazuje Dietl.
Jego zdaniem, kolejność ewentualnych działań powinna być więc odwrotna. Wykorzystując własną walutę (PLN) najpierw należałoby doprowadzić do tego, że pod względem produktywności Polska znajdzie się w elicie gospodarek europejskich, a dopiero w drugiej kolejności stosowne byłoby rozważenie dołączenia do strefy euro.
Jako argumenty przemawiające za taką kolejnością działań, prezes GPW przypomina różnice w tempie wzrostu gospodarczego między Niemcami pozostającymi w unii walutowej przez całe 30 lat, w porównaniu z Czechami i Polską, które pozostały przy własnych walutach.
– Zagregowany wzrost gospodarczy Niemiec Wschodnich w latach 1989-2019 był na tle innych krajów strefy euro bardzo dobry. „Nowe landy” rosły około 1,5 razy szybciej, niż Niemcy Zachodnie. Czechy rozwijały się jednak jeszcze szybciej – z prędkością 2 razy większą. Najlepiej zaś wypadała w tym porównaniu Polska, gdzie notowaliśmy trzykrotnie szybszy wzrost niż w „starych landach”. Dodatkowo bezrobocie w Polsce i Czechach pozostaje dwukrotnie niższe niż na terenach dawnego NRD – wylicza Marek Dietl.
Autor poleca również: