Nadchodzi norma Euro 7 – co to będzie oznaczało dla właścicieli samochodów?

rynek motoryzacyjny w Polsce

Od wielu miesięcy trwa w Europie batalia o radykalne zaostrzenie norm emisji spalin w ramach planowanego Euro 7. Wielu producentów sugerowało, że będzie to gwóźdź do trumny branży motoryzacyjnej.

Według serwisu „Politico” producentom samochodów udało się zyskać czas i złagodzić przygotowywane przepisy. Ostateczną wersję aktu prawnego dotyczącego Euro 7 poznamy jednak dopiero 9 listopada. Czego możemy się spodziewać?

Norma Euro 7 – podstawowe informacje Kostki układające napis CO2 i strzałkę w górę

Obecnie obowiązująca norma emisji spalin Euro 6D wprowadzona została w życie wraz z początkiem 2021 roku i miała być fazą przejściową między i tak już surową Euro 6 a nową Euro 7. Wraz z końcem 2021 roku Unia Europejska planowała przyjąć projekt nowej normy, jednak z uwagi na rygorystyczne wymagania i mogące za tym iść drastyczne zmiany na rynku samochodowym termin przyjęcia jest co chwila przekładany.

Obecnie obowiązująca norma Euro 6D, jak i planowana Norma Euro 7 to kolejne etapy planu Unii Europejskiej do osiągnięcia neutralności węglowej najpóźniej do 2050 roku. Zakłada on także sprzedaż samochodów wyłącznie zeroemisyjnych po 2035. Normy te określają nie tylko górną granicę emisji cząstek stałych, dwutlenku węgla oraz tlenków NOx, lecz także nakładają obowiązek monitorowania poziomu spalania.

Nowe limity emisji CO2 i cząstek stałych

Zgodnie z normą Euro 7 w 2025 roku zaostrzeniu mają ulec limity emisji dwutlenku węgla i cząstek stałych oraz opłaty za ich przekroczenie. Dodatkowo ma ona wprowadzić znacznie bardziej surowe wymagania dotyczące urządzeń oczyszczających, czyli filtrów cząstek stałych i reaktorów katalitycznych. Wszystkie przepisy określone w niej mają nakierować producentów na cel Unii Europejskiej, jaka jest sprzedaż wyłączenie aut zeroemisyjnych od 2035 roku.

Ze względu na swoje surowe wymagania oraz skomplikowanie w treści projektu, nowa norma spotkała się z wieloma obiekcjami producentów samochodów. Już w 2020 roku przy pierwszych propozycjach nowych przepisów podnieśli oni głos, że tak surowe limity mogą być nieosiągalne dla tradycyjnych silników benzynowych i dodatkowo doprowadzić do całkowitego wycofania jednostek wysokoprężnych.

Jak tłumaczy Komisja Europejska, tak surowe limity mają zachęcić marki do inwestowania w technologie hybrydowe i elektryczne, a w skrajnych przypadkach do wycofania z ofert silników diesla. Oznacza to, że po wprowadzeniu normy Euro 7 w pierwotnym kształcie nawet tanie samochody stałyby się bardzo drogie i wręcz niedostępne dla wielu osób.

Jak kolejne normy odbijają się na rynku motoryzacyjnym?

Wprowadzenie kolejnych norm emisji spalin w Unii Europejskiej sprawiło nie tylko zmiany w gamie silnikowej oferowanej przez producentów, ale i odbiło się na klientach ze względu na wyższe ceny aut z salonów. Powody są dwa. Rosnące ceny samochodu marki Mini

Pierwszy to zmiany w wykorzystywanej technologii, które obecnie kosztują więcej od tradycyjnych silników spalinowych. Drugi to nakładane na marki samochodowe opłat, jeśli auto nie jest w stanie spełnić wymogów normy Euro 6D. A nie są to niskie kwoty.

W praktyce, po wprowadzeniu normy Euro 7 w pierwotnie zapowiadanej formie, najprawdopodobniej z rynku kompletnie zniknąłby segment A, czyli najmniejszych samochodów benzynowych. Ich cena stanie się bowiem całkowicie nieopłacalna, ze względu na drogi napęd hybrydowy lub urządzenia oczyszczające spaliny.

Do czego już doprowadziło Euro 6D?

Realnie Euro 7 mogłaby też bardzo negatywnie wpłynąć na segment B, czyli nieco większych samochodów. Ich cena również stałaby się znacznie wyższa, w dużym stopniu doganiając dzisiejszy segment C. Warto przy tym zauważyć, że już norma EURO 6D doprowadziła do kuriozalnej sytuacji.

Otóż, wielu producentom najbardziej opłaca się dziś produkować duże SUV-y plug-in hybrid. Takimi autami łatwiej jest paradoksalnie zmieścić się w wytyczonych widełkach – nawet jeśli mają mocne silniki pod maską. Uzyskanie dobrych wyników w małych i tanich autach stanowi zaś ogromne wyzwanie, któremu w zasadzie nie da się sprostać.

Złagodzenie normy Euro 7 staje się faktem?

Europejska batalia o Euro 7 to gra o ogromne pieniądze. Dla producentów samochodów w Europie to prawdziwe być albo nie być, gdyż zaostrzenie przepisów dotyczących emisji cząstek stałych, dwutlenku węgla i tlenków azotu to nie tylko ogromne wyzwanie technologiczne, ale także duże ryzyko ogromnych kar w przypadku przekroczenia narzuconego limitu. Dla pomysłodawców projektu to zaś kolejny krok do ustanowienia zeroemisyjnego transportu i całkowitego zakazu sprzedaży aut spalinowych w krajach UE.

Według medialnych doniesień przewagę w batalii zyskały koncerny samochodowe. Dziennikarze „Politico” dotarli bowiem do nowego projektu przepisów dotyczących ograniczenia emisji zanieczyszczeń z samochodów.

Obecnie obowiązujące wymagania zostaną utrzymane

Z informacji serwisu wynika, iż w normie Euro 7 utrzymano obecnie obowiązujące wymagania normy Euro 6D, kierując się obecnymi uwarunkowaniami geopolitycznymi i gospodarczymi. Norma Euro 7 zostanie więc złagodzona w takim stopniu, aby nowe regulacje nie wpłynęły na drastyczne podwyżki cen aut i na spadek popytu na nowe samochody.

To jednak nie wszystko. Według serwisu uwzględniono również postulaty branży dotyczące zwiększonych obciążeń na rynku energii i surowców. Wygląda na to, że pod uwagę wzięto także argumenty dotyczące ogromnych nakładów na rozwiązania, które będą obowiązywać przez ledwie kilka lat aż do wprowadzenia zakazu sprzedaży aut spalinowych.

Ostateczna decyzja 9 listopada?

Na ostateczny projekt przepisów musimy jednak jeszcze poczekać kilkanaście dni. Wskazuje się bowiem, iż 9 listopada poznamy ostateczną wersję aktu prawnego dotyczącego Euro 7. Już wkrótce więc zyskamy pewność, która ze stron będzie mieć powody do radości i jak to wpłynie na kierowców w całej Europie.

ai
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments