– Dwie listy opozycji dadzą nam sukces, pięć list to wygrana PiS, a jedna wspólna lista to brak wyrazistości i tożsamości, co część partii może kosztować utratę milionów głosów – powiedział w wywiadzie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” Władysław Kosiniak-Kamysz, lider PSL.
Koalicji z PiS nie będzie
Po pierwsze, lider PSL powtarza, że koalicja jego partii z PiS nie wchodzi w grę.
– To wykluczone. Wiele razy o tym mówiłem – stwierdził.
Jak dalej dodał, nie sądzi, by ktoś inny pokusił się na rządowe posady.
– Nie sądzę, by w atmosferze ogromnej społecznej niechęci do tej partii jeszcze ktoś chciał się pokusić o rządowe apanaże. Byłoby dla mnie dużym zaskoczeniem, gdyby ktoś z klubu Koalicji Polskiej – PSL odszedł i chciał zagościć w rządzie czy w PiS na stałe – dodał.
Dwie listy?
Do dziś w mediach toczy się debata nt. tego, jak opozycja powinna jesienią 2023 r. walczyć o władzę.
Kosiniak-Kamysz jest zdania, że w grę wchodzą dwie listy. To, jego zdaniem, klucz do sukcesu i wygranej.
– Dwie listy opozycji dadzą nam sukces, pięć list to wygrana PiS, a jedna wspólna lista to brak wyrazistości i tożsamości, co część partii może kosztować utratę milionów głosów – powiedział.
Czy ma rację? Podobnego zdania są politolodzy czy większość polityków.
Problem w tym, że w grę wchodzą też kwestie nie tylko natury technicznej. Politycy Lewicy mogą bać się np. sojuszu z PO, która to partia zaczyna skręcać w lewo, a jako większe ugrupowanie może potraktować sojusz SLD z Wiosną i Razem jako sposób na „zjedzenie” słabszego koalicjanta.
Realna jest jednak wspólna lista Polski 2050 z PSL. Dlaczego jednak? Chodzi o to, że elektoraty obu partii się uzupełniają. Polska 2050 może pozyskiwać głosy wyborców z dużych miast, z kolei ludowcy powalczyć o elektorat ze wsi.
Jak więc widać, czeka nas zapewne wariant pośredni. Powstaną listy: PO, Polski 2050 i PSL, Lewicy oraz Konfederacji. Czy to wystarczy, by pokonać PiS?