– Od października nie głosuję z PiS, do momentu uchwalenia ustawy o sędziach pokoju – powiedział dziś lider Kukiz’15 Paweł Kukiz.
Kukiz kończy współpracę z PiS
W czasie wywiadu, jakiego udzielił Radiu ZET, Kukiz przypomniał, że w czwartek, czyli dziś, kończy się posiedzenie Sejmu. To ostatnie we wrześniu, a nadal nie jest uchwalony projekt o wprowadzeniu do porządku prawnego instytucji sędziów pokoju. Jak dodał, kończy to jego współpracę z PiS.
– Do tej pory świetnie się PiS wywiązywał ze wszystkich zobowiązań: mamy uchwaloną ustawę antykorupcyjną, mamy uchwaloną ustawę o konopiach medycznych, włóknistych, o bezpośredniej sprzedaży dla rolników, o wyrównaniu świadczeń dla opiekunów osób niepełnosprawnych i wszystko ok, natomiast zostały dwie kluczowe jeszcze rzeczy do końca tej kadencji – ustawa o sędziach pokoju, wybieranych bezpośrednio przez obywateli i referendum odwołujące wójta, burmistrza, obniżenie progu frekwencyjnego przy referendach merytorycznych i wydłużenie czasu zbierania podpisów – mówił Kukiz. – Jak to będzie uchwalone – wtedy wracamy do wspólnych głosowań – dodał.
Sędziowie pokoju
Przypomnijmy, że stworzenie w Polsce instytucji sędziów pokoju to jeden ze głównych postulatów ruchu Kukiz’15. Jesienią zeszłego roku wydawało się, że uda się go zrealizować. W listopadzie prezydent Andrzej Duda skierował do Sejmu inicjatywę dotyczącą wprowadzenia w Polsce sędziów pokoju. Do teraz zajmuje się nią specjalnie powołana podkomisja. Projekt ustawy dotyczący sądów i sędziów pokoju zakłada utworzenie takich sądów jako nowej kategorii w ramach sądownictwa powszechnego.
Kukiz skończy poza Sejmem?
Jeśli Kukiz dobitnie zakończy współpracę z PiS, oznacza to, że nie znajdzie się dla niego miejsce na listach wyborczych Zjednoczonej Prawicy. To z kolei będzie skutkowało tym, że poseł i rockmen w jednej osobie nie będzie parlamentarzystą w kolejnej kadencji. Chyba że wystartuje do Senatu i uda się mu wywalczyć mandat w jednomandatowym okręgu wyborczym. Jego partia ma bowiem niemal zerowe poparcie w sondażach, wątpliwe zaś, by któraś z partii opozycyjnych chciała go wziąć na swoje listy wyborcze.