Na miesiąc przed rozpoczęciem wakacji niespodziewanie brakuje chętnych do pracy sezonowej. Na największe niedobory narzeka rolnictwo i branża gastronomiczna. Wbrew oczekiwaniom luki nie wypełniają uchodźcy z Ukrainy. W efekcie zdesperowani pracodawcy coraz śmielej podnoszą stawki, co z całą pewnością odbije się na cenach żywności i usług gastronomicznych.
Liczba ofert prac sezonowych znacznie wyższa niż przed rokiem 
Z danych serwisu OLX wynika, że w ciągu ostatnich trzech miesięcy zamieszczono ponad 53 tysiące ofert dla sezonowych i dorywczych pracowników – o 16% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, gdy z powodu pandemicznych obostrzeń sezonowe rekrutacje opóźniały się.
Najwięcej ofert – 19,3%, dotyczy gastronomii. Na dalszych miejscach znalazły się takie stanowiska jak: kasjer/pracownik sklepu (7,7%), marketing i PR (7%), rolnictwo i ogrodnictwo (5,7%) sprzątanie (5,5%) czy sprzedaż (5,3%).
Gastronomia ma poważny problem
Przedstawiciele gastronomii nie kryją, że mają poważne kłopoty ze znalezieniem pracowników. Pomimo podnoszenia stawek do rekordowych poziomów w tej branży – nawet 25 złotych netto za godzinę, chętnych i tak zdecydowanie brakuje. Firmy wypełniają część wakatów uchodźcami z Ukrainy, ale barierą, która to ogranicza, jest brak znajomości polskiego.
Ogromne kłopoty plantatorów
Duże polskie plantacje – zwłaszcza szparagów i truskawek w poprzednich latach opierały się na pracownikach sezonowych z zagranicy. Dotychczas były to przeważnie osoby z Ukrainy. Wydawać by się więc mogło, że i teraz nie będzie problemu z wypełnieniem tych wakatów przez Ukraińców w naszym kraju, zwłaszcza, że w związku z wojną przybyło ich w tym roku do naszego kraju znacznie więcej niż w ostatnich latach.
Okazuje się jednak, że wyjątkowo niewielu z nich zdecydowało się pracować w rolnictwie, czy sadownictwie. Uchodźcy, którzy znaleźli mieszkanie w mieście, po prostu szukają pracy w swoim otoczeniu. W efekcie plantatorzy już dziś oferują nawet 23 złote za godzinę pracy. Takie stawki jednak i tak nie kuszą na tyle, by pracownicy dobijali się do pracodawców.
Z tego powodu plantacje szparagów zaczynają być likwidowane, a dojrzałe truskawki zwyczajnie gniją na polach, gdyż nie ma kto ich zebrać.
W sklepach będzie coraz drożej 
Niestety z powyższego można wysnuć tylko jeden smutny wniosek – brak rąk do pracy wymusza wzrost kosztów robocizny (stawek godzinowych dla pracowników sezonowych), co przełoży się na wzrost cen płodów rolnych i podwyższy inflację. W sklepach zobaczymy więc coraz wyższe ceny polskich owoców i warzyw.
Warto również zauważyć, że uprawa polskich truskawek już przestaje być opłacalna. Susza powoduje bowiem, że polski owoc jest drogi, a truskawki importowane z zagranicy – na ogół jeszcze zrywane w Serbii, Grecji czy Turcji, gdy są zielone i dojrzewające w transporcie – są mniej smaczne, ale kosztują o połowę taniej. Dlatego rolnicy muszą obniżać ceny, przez co często mają nawet problemy z pokryciem kosztów produkcji. Teraz, przez brak rąk do pracy, ich sytuacja zaczyna być jeszcze bardziej dramatyczna.