„Avatar: Istota wody” miał swoją premierę w piątek. Film musi zarobić blisko 2 mld USD, by w ogóle wyjść na zero i powstały kolejne części cyklu. Czy to się uda? Przykładowo, w Chinach czy Japonii produkcja nie cieszy się dużym zainteresowaniem.
Avatar 2 nie zarobi na siebie?
W weekend „Avatar: Istota wody” pomógł zainkasować twórcom 250,1 mln dolarów. Obecnie to już 300,5 mln dolarów. To drugi najlepszy wynik hollywoodzkiej produkcji od wybuchu pandemii COVID-19. Lepszym wynikiem może pochwalić się tylko „Spider-Man: Bez drogi do domu” (340,7 mln dolarów po pierwszym tygodniu). W tym roku poza granicami USA lepszy start, jeśli chodzi o wyniki finansowe, miała chińska produkcja – „Zhang Jin Hu Zhi Shui Men Qiao” (397,7 mln dolarów na koniec pierwszego tygodnia).
Problem w tym, że produkcja Jamesa Camerona kosztowała ogromne pieniądze – mówi się o 2 mld USD – a i szacunki ekspertów co do pierwszych wyników finansowych były wyższe. Spodziewano się, że film szybko zarobi ponad 500 mln USD.
W Chinach na bilety na film wydano tylko 58,8 mln dolarów. W tym roku w chińskich kinach były filmy, które zarabiały tyle w jeden dzień!
Złe wyniki finansowe płyną też z Japonii. Mowa o jedynie 4,6 mln dolarów.
W miarę dobrze, jak na lokalne warunki, film radzi sobie w takich krajach jak: Korea Południowa ze (24,7 mln dolarów) Niemcy (19,9 mln), Francja (19,3 mln), Indie (18,1 mln), Wielka Brytania (14,2 mln), Meksyk (12,9 mln), Australia (10,8 mln) i Włochy (10,2 mln).
Produkcja budzi kontrowersje
Film dla niektórych krytyków okazał się być rozczarowaniem. Choć w warunkach kin IMAX produkcja robi wielkie wrażenie, w „normalnych” kinach z 3D nie prezentuje się już tak dobrze.
Nowy Avatar rozczarowuje jednak przede wszystkim fabułą. Trudno chyba o bardziej zachowawczy scenariusz i równie mało zaskakujące dialogi. Całość sprawia wrażenie, jakby twórcy w pełni skoncentrowali się na kwestiach technologicznych, a kompletnie zignorowali prace nad scenariuszem. Ten ostatni jest zresztą niejako kalką części pierwszej, stąd niektórzy uważają, że „Istota wody” jest niemal rebootem „jedynki”.