Ubiegły rok przyniósł nam pandemię koronawirusa. Ona z kolei miała cały szereg konsekwencji, zarówno w skali makroekonomicznej, jak i dla każdego z nas. Jedną z nich, należącą do tej pierwszej grupy, była wysoka zmienność i gigantyczna Hossa na parkietach giełdowych – zarówno tych największych światowych, jak i w Polsce, gdzie indeks WIG także ustanowił swój nowy historyczny szczyt.
Jednym ze zjawisk generujących największe zainteresowanie były debiuty spółek na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Niejednokrotnie mogliśmy się spotkać z sytuacją, iż akcje jakiegoś nowego podmiotu, który się pojawił na giełdzie, błyskawicznie zaczęły robić furorę wśród inwestorów. Najgłośniejszym debiutem minionego roku była oczywiście spółka Allegro, która z miejsca stała się największym pod względem kapitalizacji podmiotem notowanym na GPW. Co więcej, jej akcje pozwoliły dobrze zarobić już na samym debiucie – w pierwszym dniu notowań ich wartość w stosunku do ceny pierwotnej skoczyła o ponad 80%.
Czy zatem warto kupować akcje spółek na debiucie giełdowym? Zagadnienie to zostanie dokładnie omówione w dalszej części tekstu. Zacznijmy jednak od wyjaśnienia jak cały proces debiutu akcji spółki na giełdzie w ogóle się odbywa:
Na czym polega debiut spółki na giełdzie?
Podstawowe informacje
Gdy spółka akcyjna debiutuje na giełdzie oznacza to, że jej akcje będą przedmiotem publicznego obrotu, a ich aktualna cena i tym samym wartość rynkowa spółki (suma wartości wszystkich wyemitowanych akcji) będzie wyrażona w notowaniach giełdowych. To, co nas jako inwestorów interesuje najbardziej to IPO – skrót od angielskiego terminu Initial Public Offering, czyli pierwotna oferta publiczna.
Pojęcie rynku pierwotnego kojarzy się głównie z zakupem mieszkania od dewelopera – nabywca wpłaca wtedy środki finansowe jeszcze przed oddaniem lokalu do użytku i musi poczekać na przekazanie kluczy. Podobnie jest w przypadku rynku pierwotnego akcji. IPO to sytuacja w której spółka wystawia na rynku pierwotnym swoje akcje, czyli jeszcze przed wejściem na giełdę. Nie można więc sprawdzić, jak jej akcje radziły sobie historycznie, przeczytać raportów z poprzednich lat, ani ocenić polityki dywidendowej.
Prospekt emisyjny
Nie oznacza to jednak konieczności inwestowania „w ciemno”. Spółki, które debiutują na giełdowym parkiecie, publikują dokumenty pozwalające na weryfikację finansowych wyników i historii działalności. W Polsce noszą one nazwę prospektu emisyjnego. Ocena jest łatwiejsza w przypadku, gdy za daną firmą stoją lata doświadczenia i sukcesów, co – poparte analizą branży czy sektora – pozwala na dokonanie w miarę świadomego wyboru. Trudniej jest, jeśli to młoda spółka, która sprzedaje pomysł, który dopiero będzie chciała sfinansować ze środków z oferty publicznej. Tu ocena nie może być już tak jednoznaczna i ryzyko jest większe.
Struktura debiutu giełdowego
Warto dodać, że spółka może wystawiać dwa rodzaje akcji. Pierwszy to akcje już istniejące, które należą do założycieli, współtwórców czy pracowników lub do funduszy, które wsparły ją finansowo we wczesnym rozwoju. W takim przypadku obecni właściciele debiutującej spółki spieniężają część lub całość swoich akcji. Istniejące akcje wystawiane na sprzedaż na debiucie w polskiej nomenklaturze prawnej są często nazywane “akcjami sprzedawanymi”.
W ramach pierwszej oferty publicznej mogą także zostać wyemitowane nowe akcje, dzięki którym spółka pozyska kapitał na rozwój swojej działalności. Akcje nowej emisji wystawione na sprzedaż w ramach IPO są określane jako “akcje oferowane”.
Sama struktura debiutu daje również odpowiedź na pytanie po co spółki niepubliczne decydują się wejść na giełdę – dwa podstawowe cele to częściowe lub całościowe spieniężenie się, wyjście z inwestycji obecnych udziałowców, a także pozyskanie kapitału na rozwój.
Na czym polega inwestowanie w debiuty giełdowe?
Debiut z perspektywy spółki
Zacznijmy od tego, że akcje w ramach IPO są oferowane w jakimś konkretnym przedziale cenowym, z ustaleniem ceny maksymalnej, na podstawie której określana jest górna granica wartości całej oferty. Przedział cenowy jest ustalany najczęściej na podstawie wstępnego zainteresowania pierwszą ofertą publiczną ze strony inwestorów instytucjonalnych i ogólnego zainteresowania spółką.
Zarząd spółki nie może tutaj przesadzić i ustalić ceny maksymalnej na zbyt wysokim poziomie, ponieważ może w ten sposób zniechęcić inwestorów. Tak było w styczniu tego roku z ofertą spółki gamingowej DeGenerals, która chciała zadebiutować na rynku NewConnect z wyceną ponad 108 milionów złotych, oferując akcje na rynku pierwotnym po 340 PLN za sztukę. Zysk spółki za trzy ostatnie kwartały zeszłego roku wyniósł tylko niewiele ponad 2 miliony złotych, stąd inwestorzy uznali, że taka wycena była stanowczo zawyżona. Finalnie debiut został odwołany, nieoficjalnie właśnie ze względu na niskie zainteresowanie rynku.
Z drugiej strony spółka również nie może wycenić się zbyt nisko, ustalając cenę maksymalną w ofercie na poziomie, który będzie postrzegany przez rynek jako “promocyjny”. Wtedy bowiem zainteresowanie będzie dużo wyższe niż liczba dostępnych na sprzedaż akcji i finalnie spółka pozyska mniej kapitału niż mogła w rzeczywistości.
Debiut z perspektywy inwestora
A jaki interes w debiutach mają inwestorzy giełdowi? Pierwsza oferta publiczna perspektywicznej spółki z modnego sektora, która jeszcze przed wejściem na giełdę ma się czym pochwalić to nierzadko okazja do zakupu akcji po cenie, której już nigdy później nie uświadczymy na publicznym rynku.
Mówiąc prościej – debiuty popularnych spółek są potencjalną okazją do zakupu akcji po “promocyjnej” cenie. Dla spekulantów jest to okazja do szybkiego zysku i sprzedaży akcji na debiutanckiej sesji, czasami nawet z kilkudziesięcioprocentowym zyskiem (tak było choćby w przypadku debiutu spółki Gaming Factory w lipcu zeszłego roku, której akcje poszły w górę na pierwszej sesji o ponad 100%). Dla wytrawnych inwestorów to z kolei dobry start dla inwestycji średnio lub długoterminowej.
Czy inwestowanie w debiuty giełdowe jest bezpieczne?
Okazuje się, że im większy procent zakładanej wielkości pierwotnej oferty publicznej udało się faktycznie zrealizować na rynku, tym wyższa jest średnia stopa zwrotu po roku od inwestycji w spółkę. Innymi słowy: im wyższy jest popyt na akcje w czasie IPO, tym większa szansa na zarobienie na zmianie jej kursu akcji w ciągu roku od debiutu. Oznacza to, że z całą pewnością warto skoncentrować się na ofertach pierwotnych generujących największe zainteresowanie. W tym celu, dobrym pomysłem będzie śledzenie doniesień medialnych o spółce – na ich podstawie możemy określić czy jej oferta pierwotna cieszy się dużym zainteresowaniem, czy wręcz przeciwnie.
Ryzyko inwestycyjne
Nie zmienia to jednak faktu, że udział w debiutach giełdowych – podobnie jak każdy rodzaj lokowania pieniędzy na rynkach finansowych – wiąże się z ryzykiem utraty części przeznaczonych środków. Nie mamy żadnej gwarancji, że akcje debiutującej spółki po wejściu na giełdę będą zyskiwać na wartości – w wielu przypadkach jest wręcz odwrotnie. Nawet jeśli pierwsza oferta publiczna jest organizowana przez znaną i modną spółkę, a zainteresowanie jej IPO jest bardzo duże, finalnie i tak możemy na tym stracić.
Dobrym przykładem jest debiut spółki gamingowej Huuuge Games w drugiej połowie lutego bieżącego roku, który cieszył się ogromnym zainteresowaniem inwestorów indywidualnych – redukcja na zapisach wyniosła 97%, co oznacza że każdy z zapisujących się na akcje otrzymał zaledwie 3% tego, co planował. Mimo tego, że o spółce było głośno, o ofercie pisały absolutnie wszystkie duże media branżowe, a akcje rozeszły się na pniu, to debiutancka sesja zakończyła się ze stratą w wysokości 1% w stosunku do ceny emisyjnej (50 PLN), a w chwili pisania tego tekstu akcje Huuuge Games są notowane niewiele powyżej 38 PLN.
To jeden z wielu dowodów na to, że nawet potencjalnie atrakcyjne debiuty, które na ogół świetnie radzą sobie na giełdzie, nie mogą jednak dawać jakiejkolwiek gwarancji osiągnięcia zysku. Trzeba o tym pamiętać, gdy decydujemy się zainwestować w akcje debiutującej spółki.
Czy zatem warto kupować akcje spółek debiutujących na giełdzie?
Pierwotne oferty publiczne są prowadzone przez spółki, które chcą wejść na publiczny i regulowany rynek. Zanim będą one mogły rozpocząć sprzedaż akcji w ramach IPO, muszą uzyskać zielone światło od nadzoru finansowego (w Polsce odpowiada za to KNF) i od zarządu giełdy, na której chcą prowadzić notowania. Co więcej, spółki nie zbierają pieniędzy “na własną rękę”, lecz najczęściej za pośrednictwem koordynatorów oferty, takich jak domy maklerskie czy banki inwestycyjne, co zapewnia bezpieczeństwo naszych środków.
W efekcie inwestowanie w debiuty giełdowe jak najbardziej może być dobrym uzupełnieniem do naszych strategii zarabiania na rynku. Oczywiście – jak zawsze na rynku kapitałowym – to, czy nasze inwestycje w tym zakresie będą generować satysfakcjonującą stopę zwrotu zależy w największym stopniu od wiedzy i doświadczenia. Oznacza to, że nawet nie będąc zaangażowanym w dany debiut, warto śledzić notowania i zachowanie inwestorów, aby wyciągać odpowiednie wnioski na przyszłość. Ponadto, w czasie oferty publicznej analitycy często wydają rekomendacje i wyceniają akcje spółki idącej na giełdę. Ich wiarygodność także opłaca się analizować, będziemy wtedy wiedzieć, czy stanowią one cenną wskazówkę w przypadku naszych przyszłych inwestycji w akcje spółek na debiucie giełdowym.