Uprawnienia do emisji CO2 drożeją w tym roku w szokująco szybkim tempie. We wrześniu cena praw do emisji 1 tony dwutlenku węgla przebiła już 62 euro, podczas gdy jeszcze w styczniu sięgała niewiele powyżej 30 euro. Unijny system handlu emisjami (EU – ETS) obejmuje około 45% emisji CO2 – pochodzą one z elektroenergetyki, ciepłownictwa, przemysłu i lotnictwa. Uprawnieniami handluje się na dwóch giełdach – niemieckiej EEX w Lipsku i londyńskiej ICE.
Mało kto wie też, że pomysł handlu emisjami typu “cap and trade” jest amerykański, ale giełda (którą na początku XXI wieku pomagał finansowo uruchomić ówczesny senator Chicago, późniejszy prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama) poniosła rychłe fiasko. Wada polegała na dobrowolnym udziale najambitniejszych światowych firm w ramach CSR. Komisja Europejska skopiowała rozwiązania, wprowadzając przymus uczestnictwa dla kolejnych gałęzi przemysłu i w efekcie udało się w 2003 rok wdrożyć dyrektywę o pierwszym na świecie systemie handlu CO2. Utworzyła go w celu przeciwdziałania globalnemu ociepleniu poprzez pobieranie opłat za prawo do emisji dwutlenku węgla.
Coraz wyższe ambicje klimatyczne Unii Europejskiej oraz stale rosnące zainteresowanie zarówno spekulujących domów handlowych, jak i dużych instytucji finansowych oraz funduszy inwestycyjnych wspiera silną Hossę na rynku ETS. Kto więc w rzeczywistości zarabia na prawach do emisji CO2, a kto traci na ich rosnącym kursie? Przekonamy się poniżej:
Kto zarabia na prawach do emisji CO2?
Instytucje finansowe i fundusze inwestycyjne
W pierwszej kolejności na handlu prawami do emisji CO2 zarabiają wspomniane już wszelkiego rodzaju duże instytucje finansowe, domy handlowe oraz fundusze hedgingowe. Dla przykładu Trafigura – jeden z największych funduszy inwestycyjnych na świecie, uruchomił w kwietniu tego roku dedykowane stanowisko do handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla.
Budżet państwa
Co jednak dla nas istotniejsze, na rosnących cenach praw do emisji CO2 zarabia również… państwo. Po pierwsze, Polska – jako jedno z zaledwie trzech państw Unii Europejskiej – zagwarantowała sobie prawo sprzedaży uprawnień do emisji CO2 na aukcjach za pośrednictwem krajowej platformy aukcyjnej. Do tej pory nasz kraj nie skorzystał jednak z tej opcji i w konsekwencji resort środowiska sprzedaje swoje prawa do emisji dwutlenku węgla na niemieckiej giełdzie EEX.
Ostatnia aukcja uprawnień do emisji CO2 odbyła się 2 czerwca bieżącego roku. Sprzedany wtedy został cały oferowany pakiet uprawnień w liczbie 2,575 miliona jednostek (ton dwutlenku węgla). Po jakiej cenie? 51,5 euro. Oznacza to ponad 132 miliony euro dochodu dla naszego kraju. A to jeszcze nic…
W kwietniu dochody państwa z tytułu sprzedanych uprawnień do emisji dwutlenku węgla wyniosły 2,1 miliarda złotych, a od początku 2021 roku ich wartość przekroczyła już 5,7 miliarda PLN. Natomiast w całym 2020 roku Polska zarobiła na ich sprzedaży aż 12,1 miliarda złotych. Z kolei w 2019 sprzedano ich jeszcze więcej za kwotę sięgającą niemal 11 miliardów PLN.
Jak więc widzimy, na rosnących cenach praw do emisji CO2 zarabia budżet naszego państwa. I to wprost gigantyczne kwoty.
Zarobki platform aukcyjnych na prowizjach
Podobnie wygląda sytuacja w innych krajach – zwłaszcza w Niemczech. Zwróćmy uwagę, że aukcje polskich uprawnień do emisji dwutlenku węgla przeprowadzane są na wyżej wspomnianej niemieckiej platformie aukcyjnej EEX. Polska jako państwo nie płaci za aukcje CO2, lecz opłaty ponoszą przedsiębiorstwa kupujące uprawnienia do emisji. W przypadku polskich aukcji jest to 3 euro za każde tysiąc jednostek (jedno uprawnienie EUA to jedna tona CO2). Taka giełda zarabia więc na prowizjach. W przetargu – jeśli zostałby zorganizowany do wyłonienia polskiej platformy aukcyjnej – mogłaby wystartować Towarowa Giełda Energii, która w ten sposób zyskałaby na samych prowizjach ponad 3 miliony złotych rocznie. TGE ma już doświadczenia w handlu spot prawami do emisji CO2.
Kto traci na prawach do emisji CO2?
Przedsiębiorstwa przemysłowe emitujące CO2
Tutaj sprawa jest prosta. Na rosnących cenach praw do emisji CO2 tracą praktycznie wszystkie krajowe firmy z branży przemysłowej oraz w konsekwencji – my wszyscy. Polska otrzymuje od Unii Europejskiej darmowy przydział uprawnień do emisji CO2 wynoszący około 105 milionów ton. Natomiast łączna suma emisji dwutlenku węgla polskich firm wynosi obecnie około 170 milionów ton na rok. Deficyt uprawnień, za które trzeba zapłacić wynosi więc aktualnie około 65 milionów ton, co przekłada się na roczny koszt rzędu ponad 4 miliardów euro. A należy pamiętać, że notowania praw do emisji CO2 ciągle idą w górę.
Wszyscy – jako odbiorcy prądu i ciepła sieciowego
Jak doskonale wiadomo, w polskiej energetyce wciąż dominują elektrownie cieplne, a głównym surowcem energetycznym jest węgiel. Jak doskonale wiemy, to właśnie on odpowiada za gigantyczną emisję CO2 w naszym kraju. Państwowe koncerny energetyczne wciąż produkują po 70% prądu i ciepła sieciowego z węgla. Tylko w ciągu trzech pierwszych kwartałów 2020 roku elektrownie i elektrociepłownie zawodowe wydały na zakup uprawnień do emisji CO2 niemal 8 miliardów złotych. Dla porównania ich łączne przychody ze sprzedaży prądu i ciepła nie przekroczyły w tym czasie 35 miliardów PLN.
Jak nietrudno się domyślić, sporą część z tych kosztów energetyka przerzuca na swoich klientów, czyli nas, jako odbiorców energii. W efekcie, w samym 2020 roku średni wzrost cen prądu dla grup taryfowych w gospodarstwach domowych wyniósł około 12%. W bieżącym roku sytuacja wygląda podobnie – nasze rachunki za prąd wzrosną średnio o 11-12%. Rocznie daje to więc dla przeciętnego gospodarstwa domowego podwyżkę rzędu od 200 do 300 złotych.