Prezes PiS miał ponoć grozić politykom z frakcji Jacka Sasina i Mateusza Morawieckiego konsekwencjami za niesubordynację w sferze mediów i wyciąganie konfliktów wewnętrznych poza szeregi ugrupowania. Jarosław Kaczyński jest zaniepokojony wojną domową w Zjednoczonej Prawicy.
Kaczyński ma dość!
Jak ustalili dziennikarze RMF FM, w PiS odbyła się seria spotkań poświęconych wynoszeniu wewnętrznych sporów do mediów. Ponoć w ich trakcie padło ultimatum: „uspokoicie się albo wylatujecie”. Podobno mogą posypać się kary. Chodzi o usuwanie z życia publicznego współpracowników tych polityków, którzy najmocniej atakują przeciwną frakcję. Wykluczenie liderów jak na razie nie wchodzi w grę.
Tajemnicą Poliszynela jest to, że w PiS walczą ze sobą frakcje premiera Mateusza Morawieckiego i wicepremiera Jacka Sasina. Jakby tego było mało jest jeszcze zbuntowana Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry oraz grupa współpracowników byłej premier i obecnej europosłanki Beaty Szydło.
Kaczyński na nowo buduje partię
Kolejne wybory do Sejmu – zakładając, że odbędą się terminowo – mają zostać zorganizowane na jesień przyszłego roku. Z tego powodu Kaczyński odszedł z rządu (był formalnym wicepremierem) i zaczął przeorganizowywać PiS na nowo. Powołał regionalnych koordynatorów i opiekunów województw. Obecnie objeżdża kraj – mniejsze miejscowości, gdzie znajduje się elektorat jego partii.
Eksperci sugerują, że wszystko to znak, że w PiS-ie nie jest dobrze. Kaczyński zaczyna obawiać się, że partia może przegrać walkę o władze i oddać stary rządów opozycji. Ta druga straszy zaś, że rozliczy domniemane przestępstwa polityków PiS.
Co gorsza dla Kaczyńskiego, Donald Tusk, lider KO, zaczął chyba wojną na populizmy. Obecnie w swoich wypowiedziach i przemówieniach wyraźnie skręca w lewo, zupełnie jakby walczył o elektorat socjalny, który dotąd głosował za PiS i Lewicę. Dla obu tych partii może być to zabójcze (jeżeli oczywiście wyborcy uznają Tuska, byłego liberała, za osobę wiarygodną w tego typu sferze).
Obecnie PiS wygrywa wybory w sondażach. Tyle że musiałoby budować większość w Sejmie i rząd w oparciu o jakiegoś koalicjanta.