Jak wyglądało inwestowanie w latach 90.

Udostępnij

Jak dobrze wiadomo, inwestowanie wcale nie jest wynalazkiem najnowszych czasów. Pierwsza giełda, na której handlowano papierami wartościowymi, powstała w XVI wieku w Antwerpii. Najpierw obrotowi podlegały tam państwowe papiery dłużne w dużym stopniu przypominające dzisiejsze obligacje. Handel akcjami rozwinął się z kolei w połowie XIX wieku i dotyczył spółek kolejowych. Jednak ogromną popularność inwestowania przyniosły dopiero lata osiemdziesiąte ubiegłego stulecia. W Polsce miało to miejsce jeszcze później – Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie została uruchomiona 16 kwietnia 1991 roku.

Jak wyglądało inwestowanie w latach dziewięćdziesiątych? Do jakich zmian doszło na tym rynku w ciągu 30 lat? Czy obecnie jest łatwiej zarabiać na rynku kapitałowym, czy może jednak trudniej? Przekonamy się poniżej:

Początki Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie

Pierwsza sesja

W pierwszej sesji, która odbywała się na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie wzięło udział 7 domów maklerskich, a notowanych było zaledwie 5 spółek:

  • Exbud
  • Tonsil
  • Krośnieńskie Huty Szkła “Krosno”
  • Śląska Fabryka Kabli
  • Próchnik.

Podczas pierwszej sesji wpłynęło 112 zleceń kupna i sprzedaży, a łączny obrót wyniósł 1990 złotych. Tego dnia powody do zmartwień mieli jedynie akcjonariusze Krosna – pozostałe spółki zakończyły sesję na plusie.

Była to trzecia utworzona giełda w krajach postkomunistycznych, po Węgrzech i Słowenii. Napięcie przed warszawską inauguracją było więc ogromne, zwłaszcza że Węgrzy od kilku miesięcy mieli kłopoty z obrotami. Na początku lat dziewięćdziesiątych wszystkie giełdy dopiero planowały obrót elektroniczny, a następnie tylko nieliczne zrealizowały te plany. Warszawska GPW działała na system elektroniczny udostępnionym przez Francję. Co jednak ważne, Francuzi nie używali go na co dzień do handlu, tylko dla ofert publicznych.

Rozwój GPW w kolejnych latach

Przez cały 1991 rok sesja odbywała się raz w tygodniu, podwojono tę ilość w 1992, do trzech dni pracę Giełdy Papierów Wartościowych wydłużono rok później, a od 3 października 1994 mamy standardowe notowania pięć dni w tygodniu. Przed końcem 1991 roku do początkowych pięciu spółek na parkiecie warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych dołączyły cztery kolejne. Były nimi:

  • Żywiec
  • Swarzędzkie Fabryki Mebli
  • Wólczanka
  • Wedel.

Grupa Żywiec to jedyna spółka, która notowana jest na tym parkiecie przez 30 lat – od września 1991 roku do dziś.

Następne w kolejce do tytułu seniora są dwa banki, które pojawiły się na parkiecie w 1992 roku. Oba jednak funkcjonują pod innymi nazwami. Chodzi o Bank Inicjatyw Gospodarczych (BIG), który w 2003 roku przekształcił się w Millennium, a także Bank Rozwoju Eksportu (BRE), który w 2013 roku zdecydował, że żegna się ze starą nazwą i przemianował się na mBank.

Długowieczne okazały się spółki, które na GPW pojawiły się w 1993 roku. Wprawdzie debiutów było wówczas tylko sześć, jednak aż cztery spółki przetrwały do dziś. To Wielkopolski Bank Kredytowy (później BZ WBK, dziś Santander Polska), Mostostal Warszawa, Vistula (obecnie VRG) oraz Korporacja Gospodarcza “Efekt” – pierwsza firma o prywatnym rodowodzie, która pojawiła się na parkiecie GPW.

Powstanie indeksu WIG20

7 listopada 1994 Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych (KDPW) rozpoczął samodzielne funkcjonowanie jako instytucja odpowiedzialna za system depozytowo-rozliczeniowy w zakresie obrotu instrumentami finansowymi w Polsce. Brzmi dość skomplikowanie, ale to w istocie jedna z najważniejszych chwil w działaniu samej Giełdy po stronie operacyjnej. Bez tego informatyzacja handlu nie mogłaby się dokonać. W 1994 roku maksymalna wartość indeksu giełdowego WIG osiągnęła poziom 20 760,3 punktu. Wtedy także wprowadzono indeks WIG20, do którego należy 20 największych spółek akcyjnych notowanych na warszawskiej giełdzie. W jego skład weszły wtedy takie spółki jak:

  • ING Bank Śląski
  • Elektrim
  • Wielkopolski Bank Krajowy
  • Wedel
  • BRE Bank
  • Żywiec
  • Polifarb Cieszyn
  • Bank Inicjatyw Gospodarczych
  • Vistula
  • Mostostal-Export
  • Universal
  • Okocim
  • Exbud
  • Próchnik
  • Wólczanka
  • Śląska Fabryka Kabli
  • Irena
  • Sokołów
  • Swarzędzkie Fabryki Mebli
  • Krośnieńskie Huty Szkła “Krosno”.

Dzięki dobrej koniunkturze połowy lat dziewięćdziesiątych Polacy poczuli inwestycyjny zew. Tworzące się legendy o pierwszych milionach na GPW i wielkie prywatyzacje Skarbu Państwa skutecznie przyciągały drobnych inwestorów do biur maklerskich. W efekcie 21 maja 1997 roku liczba rachunków inwestycyjnych w Polsce przekroczyła milion.

Wprowadzenie instrumentów pochodnych

16 stycznia 1998 roku uruchomiono natomiast rynek instrumentów pochodnych. Rozpoczęcie handlu kontraktami terminowymi na indeks WIG20 okazało się jednym ze strzałów w dziesiątkę Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Szybko stały się one domeną przede wszystkim indywidualnych inwestorów, którzy znaleźli w nich sposób na zarabianie w trakcie bessy. Dawały one możliwość ogromnych zysków, ale również strat na poziomie większym niż zainwestowany majątek. Jeszcze w tym samym roku wprowadzono także pierwszy kontrakt terminowy na kursy walut USD/PLN. Sposób na zarabianie w czasie bessy, na jakie pozwalała dźwignia finansowa, zaczął przyciągać kapitał jak magnes.

Jak zatem wyglądało inwestowanie na Giełdzie Papierów Wartościowych w latach dziewięćdziesiątych?

Cechy charakterystyczne inwestowania w latach 90. w Polsce

Notowania w formie fixingu, niska płynność i wysoka zmienność Inwestorka spoglądająca na notowania giełdowe w gazecie

Po pierwsze, nim wprowadzono notowania ciągłe, notowania odbywały się w formie fixingu. Rano przyjmowano zlecenia, po których ustalano kurs dnia i przeprowadzano po nim transakcje. Nie było więc systemu ciągłego, jak dzisiaj. Wynikało to z faktu, że środki komunikacji były słabo rozwinięte. Zwykli inwestorzy korzystali ze swoich biur maklerskich, w telewizji podawane były kursy, notowania można było również śledzić w gazetach. Ludzie dopiero na tej podstawie mogli złożyć zlecenia na następną sesję.

Brak notowań ciągłych miał wyrównywać te problemy z dostępem do informacji. W zamyśle wszyscy inwestorzy mieli mieć takie same szanse, niezależnie czy korzystali z notowań gazetowych, czy mieli wykupione drogie terminale. Co istotne, ze względu na fixing i jednolite notowania wycena akcji na sesji mogła zmienić się tylko o 10%, ruchy w hossie lub bessie miały więc charakter „schodkowy”.

Na rewolucję w samym systemie notowań trzeba było jednak poczekać jeszcze do listopada 2000 roku, a więc debiutu systemu informatycznego “WARSET”. Dopiero wtedy notowania ciągłe zastąpiły fixing. Choć ich inauguracja miała miejsce cztery lata wcześniej, to stanowiły tylko dodatek do fixingu, ponieważ giełda miała problem z przepustowością systemu, co ograniczało możliwości dotyczące przebiegu sesji.

Warto także mieć świadomość, że przez pierwsze siedem miesięcy obrót dzienny rzadko kiedy przekroczył sto sztuk. Zlecenie na sto sztuk potrafiło kompletnie zawiesić rynek kontraktów na górnych widełkach, czyli podnosiło cenę o 10% w górę. Były to burzliwe czasy, charakteryzujące się dużą zmiennością. Otwarcie sesji z luką na poziomie 100 punktów uchodziło za coś całkowicie normalnego. Bywały luki i po 150 punktów, a następnie rynek na tej samej sesji potrafił jeszcze pójść 100 pipsów wyżej. Wzrost lub spadek oceniało się więc w setkach punktów. Rynek był więc bardziej dynamiczny – ze względu na system notowań – i mniejszy kapitał wystarczał, aby rynek mocniej reagował. Przeważnie więc każda sesja kończyła się tym, że akcje danej spółki osiągały poziom widełek, czyli albo rosły albo spadały o 10%.

Z tego powodu mogło dochodzić do manipulacji. Najsłynniejszą sprawą tego typu na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie była poznańska “WIRR-ówka”. Pod tą nazwą kryła się grupa inwestorów działająca w latach 1995-1997, która manipulowała kursami akcji trzech spółek o małej płynności – Domplast, Chemiskór i EchoPress – z indeksu WIRR. Na manipulowaniu kursami spółek WIRR-ówka mogła zyskać nawet 50 milionów złotych. Ich działania polegające na kupowaniu i sprzedawaniu między sobą akcji, doprowadziły do znacznej zwyżki kursów spółek odpowiednio o 320%, 855% i 670%. Celem tego procederu było wciągnięcie do gry nieświadomych inwestorów skuszonych drożejącymi papierami tak, by móc odsprzedać akcje po sztucznie zawyżonej cenie osiągając pokaźne zyski z takiej transakcji.

Kluczowa rola maklera Makler giełdowy w pracy

Co więcej, w latach bez powszechnego dostępu do Internetu zupełnie inaczej wyglądała także rola maklera. Był on typowym pośrednikiem. Przyjmował zlecenia od klientów, rejestrował je w swoim systemie i faksem wysyłał do Warszawy. Na miejscu – w budynku, który dawniej był siedzibą KC PZPR – każde biuro maklerskie miało swego rodzaju przedstawicielstwo i w tym biurze zlecenia były przepisywane na różowe i niebieskie kartoniki. Zamieszczano tam informacje o wolumenie, cenie i rodzaju zlecenia. Tak przygotowany kartonik zanosiło się do głównej sali, w której odbywał się handel.

Każda spółka miała swojego maklera specjalistę, który siedział przy komputerze i przyjmował zlecenia dotyczące danej spółki. To on wprowadzał informacje z kartoników do systemu giełdowego i na ich podstawie ustalało się kurs dnia. Po sesji od giełdy otrzymywało się wydruk ze zrealizowanymi zleceniami, który z powrotem szedł faksem do biur lokalnych. W ten sposób informacja trafiała do klientów, którzy mogli przyjść do punktu obsługi i dowiedzieć się o losie swojego zlecenia i swoich akcji.

Brak materiałów edukacyjnych

Warto także zdawać sobie sprawę, że w latach dziewięćdziesiątych w Polsce nie było żadnych powszechnie dostępnych edukacyjnych materiałów dotyczących inwestowania. Nauka polegała wtedy głównie na praktykowaniu własnych idei inwestycyjnych i wysuwaniu wniosków z ewentualnych błędów, które – w obliczu braku popularnych dziś kont demo – boleśnie odbijały się na stanie konta.

Czy inwestowanie w latach 90. było trudniejsze, czy łatwiejsze?

Nie mamy tutaj jednoznacznej odpowiedzi. Z jednej strony nie podlega dyskusji, iż inwestowanie, dzięki rozwojowi nowoczesnych technologii, jest znacznie wygodniejsze. Transakcji dokonujemy natychmiast przez Internet oraz zawsze, gdy jesteśmy połączeni z siecią, mamy dostęp do notowań w czasie rzeczywistym, nawet za pośrednictwem smartfona. Co więcej, założenie konta u brokera lub w domu maklerskim zajmuje najczęściej maksymalnie kilka godzin. W tym drugim przypadku musimy jeszcze czekać na dostarczenie przez kuriera umowy i podpisanie jej, lecz to jedyna formalność.

Dodatkowo mamy dostęp do znacznie większej liczby różnorodnych instrumentów inwestycyjnych i ich pochodnych. Ogromnymi ułatwieniami są także zlecenia Stop Loss i Take Profit, dzięki którym nie musimy cały czas przyglądać się wykresom po otwarciu pozycji w obawie, iż poniesiemy dotkliwe straty. Jak więc widać, nie da się zaprzeczyć, iż pod licznymi względami inwestowanie rozwinęło się w bardzo korzystny sposób dla traderów.

Z drugiej strony wielu ekspertów i doświadczonych inwestorów, którzy święcili swoje sukcesy w ubiegłym wieku, zgodnie uważa, że trading w ich epoce był o wiele mniej skomplikowany niż dziś. Hossy były znacznie łatwiejsze do wychwycenia, a sytuacja nie ulegała tak często zmianom. Dodatkowo, liczba talentów w biznesie była ograniczona, a osoby naprawdę odważne i odznaczające się ponadprzeciętną inteligencją, znajdowały się na wyraźnie uprzywilejowanej pozycji.

Dziś rynek kapitałowy jest naprawdę trudny, często nieprzewidywalny, a konkurencja ogromna. Z powodu tak wielu zmiennych i wahań kursu, jest on znacznie bardziej obciążający psychicznie, dlatego osiąganie dużych zysków potrafi okazywać się wyjątkowo wymagającym zadaniem.

Jakub Bandura
Jakub Bandura
Redaktor portalu PortfelPolaka.pl. Wiedzę z zakresu rynków finansowych i inwestowania zgłębiał na studiach ekonomicznych. Trader rynku OTC i Forex preferujący handel krótkoterminowy. Entuzjasta statystyki oraz analizy technicznej instrumentów finansowych.

Najnowsze

Zobacz również