Dziś, początkiem stycznia 2021 r., jest już pewne, że Joe Biden wygrał wybory w Stanach Zjednoczonych. Liberalne elity odetchnęły z ulgą. Prawicowy upiór w postaci Donalda Trumpa odchodzi w końcu w zapomnienie. Zagrożenie wojną USA z Chinami znika, no bo w końcu fajny poczciwy Joe – jak zaskakująco często mówią o nim jego polscy zwolennicy –jest otwarty na dialog, a nie na konfrontację. A i do tego jeszcze będzie on mężnie walczył z populizmami np. w Polsce czy na Węgrzech. Brzmi pięknie i… naiwnie.
USA w kryzysie i walka o dominację
Zacznijmy od tego, że Ameryka od wielu lat ma poważny problem. Odkryła, że globalizacja – czyli coś co miało ugruntować jej pozycje na świecie – przestała grać na jej korzyść. Mało tego, wzmocniła Chiny, które dziś są już niekwestionowanym rywalem Stanów Zjednoczonych.
Dziś Amerykanie czują się zagrożeni chińskim oddziaływaniem gospodarczym na świat. Choć może brzmieć to niedorzecznie elity z Waszyngtonu zaczynają się obawiać tego, że dolar straci swój status globalnej waluty rozliczeniowej. Nie stanie się to dziś, ale za 10, 20 lat. Chiński kapitał rozlewa się coraz mocniej po świecie, czym umacnia juana.
Walka trwa też na poziomie geopolityki. Zauważcie, że USA są mocarstwem, bowiem kontrolują przepływy kapitału pod każdym względem. Mogą próbować odciąć wrogie sobie państwo od systemów płatności. Mogą tez wyrazić swoją wrogość w sferze fizycznej. Nie bez przyczyny zresztą jeszcze za czasów prezydentury Baracka Obamy dokonały tzw. pivotu na Pacyfik.
To ruch, który został chyba trochę przyćmiony przez wojnę handlową, jaką Chinom wypowiedział potem Donald Trump, ale tak naprawdę to właśnie polityka jego poprzednika pokazuje nam ciągłość działań Waszyngtonu – niezależnie od tego, kto akurat zasiada w Białym Domu, priorytety Ameryki są takie same
To za rządów administracji Obamy Ameryka ponownie zwiększyła swoje oddziaływanie – także militarne – w regionie, którym kluczowymi graczami są Indie, Australia, Tajwan czy właśnie Chiny.
Dlaczego? Chodziło tylko o pusty pokaz siły? W żadnym wypadku. To w tym mejscu przebiegają najważniejsze morskie szlaki handlowe. To z kolei oznacza fakt, że jeśli ktoś kontroluje ten region, może zagrozić Chinom. Ma bowiem szanse dokonać blokady kontynentalnej Państwa Środka. Zablokować chiński eksport i import. Obama postanowił tak naprawdę powtórzyć manewr Napoleona, który chciał pokonać Wielką Brytanię poprzez blokadę kontynentalną. Taki sam manewr wykonano potem w czasie I wojny światowej wobec kajzerowskich Niemiec. W praktyce bowiem dano Chinom znać: wasz los zależy od nas, Amerykanów.
Ma to poważne implikacje, bowiem w praktyce to właśnie w Reginie Pacyfiku może dojść do konfliktu z udziałem Chin, który – jak nie trudno pojąć – może doprowadzić do wybuchu III wojny światowej.
Powyższe jasno pokazuje, że Trump jedynie kontynuował politykę, jaką obrała już administracja Obamy. Członkiem tej ostatniej i to w roli wiceprezydenta był Biden.
Wojna wisi w powietrzu
Dlaczego jednak wojna USA z Chinami miałaby wybuchnąć i dlaczego Biden może nie móc zatrzymać tego procesu?
Cofnijmy się do początku lat 90. Związek Radziecki upadł, Europa Środkow wraca w objęcia Zachodu, Chiny nadal są słabe i mało kto odważy się mówić, że mogą stać się mocarstwem. Na globie pozostało bowiem tylko imperium amerykańskie, które przyjmuje rolę światowego policjanta. Nikt mu nie zagraża, ono kontroluje przepływy kapitału na całym świecie. W skali mikro przypomina to sytuacje w starożytnej Grecji, w której hegemonem po wojnach perskich stały się Ateny czy w całej już Europie, w której najsilniejszym krajem na przełomie XIX i XX wieku była się Wielka Brytania.
Tego typu układ może funkcjonować bez zakłóceń do momentu, w którym z grupy słabszych ogniw nie wyłoni się podmiot, który zechce rzucić wyzwanie hegemonowi. Nie koniecznie musi być to wyraźnie zbrojne – początkowo tylko gospodarcze. Kajzerowskie Niemcy na przełomie XIX i XX w. zaczęły umacniać swoją pozycję. I tak tylko w latach 1880 – 1890 zwiększyły produkcje statków parowych o ponad 300 proc. Anglia tylko o 170 proc. W latach 1870 – 1913 długość linii kolejowych w Niemczech wzrosła 335 proc., w Anglii o tylko 150 proc. Jednocześnie w 1914 r. dochód narodowy Niemiec był już nieznacznie wyższy od tego Wielkiej Brytanii, ale nadal niższy w ujęci per capita. Niemcy i Austro-Węgry łącznie produkowały też więcej stali niż Angli, Francja i Rosja razem wzięte. Niemcom brakowało tylko kolonii i jeszcze większej floty, by móc dodatkowo rozwinąć się gospodarczo.
Czy czegoś wam to nie przypomina? Dziś Chiny również dynamicznie się rozwijają i potrzebują nowych rynków zbytu. Nie będą mogły tego osiągnąć przy mocnym zaangażowaniu USA na Pacyfiku lub bez rozwiniętego nowego jedwabnego szlaku.
Obecny kryzys gospodarczy dodatkowo osłabia USA. Zwłaszcza tyczy się to dolara, który w wyniku dodruku i świadomej już polityki Fedu może zacząć tracić na wartości. Do tego Chiny chcą uatrakcyjnić juana tworząc jego cyfrową wersję, która może stać się zagrożeniem dla prymatu amerykańskiej waluty.
Rozwój Chin wymaga jednak jeszcze kilku lat spokoju. Powstaje pytanie czy USA będą bezczynnie obserwować ten proces. Sam Biden nie będzie mógł pozwolić, by jego kraj tracił na arenie gospodarczej.
W pewnym momencie wojna może być ostatnia deską ratunku dla Stanów Zjednoczonych, które będą chciały powstrzymać rozwój chińskiego smoka. Zapalnikiem może okazać się z pozoru tak błahy powód jakim był zamach w Sarajewie w 1914 r.
Wojna secesyjna również zakończyła się siłową blokadą południowych wybrzeży USA. Nikt tak nie gra w statki jak jankesi.