Rząd Belgii daje swoim obywatelom wybór: mogą pracować krócej – cztery dni w tygodniu – albo nadal tak jak dotychczas – pięć. Tyle że liczba godzin pracy niezależnie od wybranej opcji niemal się nie zmieni.
Pracuj 4 dni w tygodniu, ale…
W praktyce oznacza to, że pracownicy w Belgii będą mogli wybrać system pracy po 9,5 godziny przez 4 dni w tygodniu. Łącznie to 38 godzin pracy. Alternatywa to model 8-godzinnym przez 5 dni w tygodniu, czyli 40 godzin pracy. Różnica to więc tylko 2 h w skali tygodnia.
– Przeżyliśmy dwa trudne lata. Dzięki temu porozumieniu wyznaczamy kierunek dla gospodarki, która będzie bardziej innowacyjna, zrównoważona i cyfrowa – skomentował zmiany belgijski premier Alexander de Croo po ogłoszeniu pakietu reform z zakresu prawa pracy.
Celem zmian, jak dodaje rząd, jest pewne uelastycznienie krajowego rynku pracy oraz zapewnienie obywatelom i firmom większej swobody.
Tyle że nowy model może wywołać wiele problemów i chaos np. w funkcjonowaniu wielu firm.
Inne kraje idą w tym samym kierunku
Warto dodać, że inne kraje idą w tym samym kierunku. I tak np. pilotażowy program czterodniowego tygodnia pracy trwa obecnie w Wielkiej Brytanii. Ma potrwać do końca listopada. W jego ramach można pracować o 20 proc. krócej i to bez zmiany wysokości wynagrodzeniu. Do projektu zgłosiło się około 70 brytyjskich firm i ponad 3300 pracowników.
To nie koniec. Podobne modele pracy testują m.in. Irlandia, Stany Zjednoczone, Kanada, Australia i Nowa Zelandia.
Warto dodać, że w czasie obecnego objazdu po Polsce podobny projekt w formie testu zapowiedział Donald Tusk, lider KO. Pomysł spotkał się z krytyką ekspertów i polityków. Niektórzy zauważają, że w czasie kryzysu gospodarczego i przy wysokiej inflacji oferowanie takich zmian systemowych jest nieodpowiedzialne.
I faktycznie, Polska ma zbyt mało wydajną gospodarkę, by myśleć o takich rozwiązaniach i zmianach na rynku pracy.